„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego
dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.
Przyszedł Jezus do nas, ludzi, dwa tysiące lat temu. Przyszedł i wędrował
przez całe życie, by dotrzeć z tajemnicą miłości do jak najszerszych ludzkich
rzesz.
Jezus - Pielgrzym - Wędrowiec.
Tak bardzo jesteśmy do Niego podobni w wędrowaniu. Człowiek - pielgrzym.
Czasem tylko zasiedzimy się i wstać się nie chce. Ale dziś czas i nam wstać i
pójść tam, dokąd od wieków nie zarastają ścieżki, dokąd odbywa się ta
nieustanna wędrówka; dokąd zmierza to pełne nadziei ludzkie pielgrzymowanie. A
jeżeli już nie możemy iść, jeżeli już nie mamy z czym iść?
Spójrzmy w głębię swej duszy, a na pewno dostrzeżemy w niej choćby najmniejszą
szopę, albo i najlichszą stajnię. A może dostrzeżemy w niej jeszcze coś
więcej?
Cicha noc.
Święta noc.
Najjaśniejsza.
Najświętsza.
Tajemnicza noc.
Kiedyś, jak opowiadają ludzie, w taką śnieżną i mroźną noc Wigilijną, w
alpejskiej miejscowości przybył do księdza pewien góral, prosząc o bardzo
ważną i pilną pomoc.
W odległej wiosce - mówił przemarznięty do szpiku kości - jego żona będzie
rodzić, ale jej stan zdrowia pogarsza się z minuty na minutę. Kiedy wychodził
z domu - ciągnął dalej urywającym się głosem - była już na pół żywa. Do
lekarza nie poszedł, bo droga bardzo daleka. Nie zdążyłby dojść i wrócić.
Przyszedł więc tu, aby ksiądz wziął Najświętszy Sakrament i oleje święte i
poszedł z nim, ale jak najszybciej, bo kto wie czy zastaną ją jeszcze przy
życiu.
Ksiądz zerwał się natychmiast, pobiegł do kościoła po Hostię i oleje i czym
prędzej ruszyli.
Głębokie zaspy, tęgi mróz i zawieja śnieżna utrudniały im każdy krok, ale oni
nie zważając na nic parli wciąż naprzód.
Wreszcie ostatnie zbocza gór i pierwsze światła znajomych chat.
Jeszcze kawałek drogi i skostniałe dłonie otwierają drzwi do sieni, do izby, i
.... jakież ogromne zdumienie - cicho tu, ciepło, jasno. W rogu izby młoda
kobieta uśmiecha się przez łzy, a obok kwilące dziecko. Przystanęli u progu, a
nogi młodego górala ugięły się same. Padł na kolana, a po jego zmarzniętej
twarzy popłynęły łzy.
Słysząc, że syn wrócił, z sąsiedniej izby wyszli rodzice z resztą swych
dzieci, poklękali koło kapłana i Sakramentu, i pokłonili się wszyscy wokoło.
I chociaż za oknami szalały wichry i zamieć śnieżna, tu, w tej małej izbie
zrobiła się taka wielka cisza, święta cisza. I w duszy tej szczęśliwej matki,
i w duszy utrudzonego męża i w duszach tych prostych ludzi.
A ksiądz patrzył i patrzył, jakby chciał na zawsze ocalić ten obraz. Bo
przecież tak musiało tam wtedy być, tam ... w Betlejem.
Wędrując, zatrzymujemy się jednak...
Zatrzymamy się w dzisiejszy wieczór w naszych domach przy wigilijnym stole.
Połamiemy się opłatkiem, wypowiemy życzenia szczęścia, życzliwości, miłości.
Może zakręcą się łzy w naszych oczach... z radości... a może z tęsknoty za
kimś kto odszedł na zawsze, kto odjechał daleko...
Nasz dom - to nasze Betlejem, gdzie narodził się Chrystus... Nasze dusze - to
żłóbek, w którym złożyliśmy Chrystusa...
Cicha noc, święta noc...
Najcichsza noc, najświętsza noc...
Szaka
|