Jakiej Polski jesteś, Maryjo, Królową? 


1. Data 3 maja to dzień, w którym zbiegają się dwie rocznice, obydwie noszące charakter świąteczny; czcimy Maryję, Królową Polski a równolegle obchodzimy rocznicę uchwalenia Konstytucji 3-go Maja. Można by się zapytać Maryję, naszą Matkę i Królową: co myślisz, Matko, patrząc na nas Polaków w trzecim roku nowego, trzeciego tysiąclecia? Jakie masz oblicze? Czy jako społeczeństwo, posuwając się w mozole w budowaniu trudnej rzeczywistości, postępujemy tak, jakbyśmy słyszeli Twój głos z Kany Galilejskiej: "... zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie..."(J 2,5)?
Maryjo, my nieraz też się zastanawiamy, jak to się stało, że ze stanu powszechnej euforii, jaka dwadzieścia kilka lat temu ogarnęła całe społeczeństwo wpadliśmy w skrajne przygnębienie i apatię. Gdzie się podziała nasza nadzieja w to, że wystarczy zrzucić jarzmo obcego zniewolenia, a reszta, nasze marzenia i pragnienia, łatwo nam przyjdzie wcielić w czyn? Była duma, poczucie siły, dalekosiężne plany, mieliśmy swój rząd, swojego prezydenta.. To było. W kłótniach i swarach, prywacie i kolesiach, ambicjach i ambicyjkach, a na koniec w głupocie liderów - roztrwoniliśmy wszystko. I teraz mamy to, co mamy...
A przecież trudno uwierzyć, aby każde nasze działanie, miało na celu destrukcje tego, co najważniejsze: dobro Ojczyzny, Polski. Polski, której Ty jesteś Królową. Może nam zabrakło wyobraźni, może wiedzy, może zadania przerosły nasze siły i umiejętności. Ale z drugiej strony, zawiódł nas instynkt samozachowawczy; lekką ręką, naszymi rękami zagłosowaliśmy i powierzyliśmy ster rządzenia Twoim Królestwem tym, którzy nie kryli pogardy do tego, co Twój Syn mówił, i mówi do dzisiaj ustami swojego Kościoła. O ile za pierwszym razem, a to już miało miejsce równo dziesięć lat temu, mógł to być gest dezaprobaty, gest sprzeciwu względem tych, którzy mienili się dziećmi Kościoła w słowach, zaś w czynach byli jawnym tego zaprzeczeniem.

2. Na początku budowy nowej rzeczywistości, wlókł się za nami potężny garb wynaturzeń i grzechów epoki minionej. Wydawało się logiczne, że elementarnym warunkiem rozpoczęcia nowego życia jest postawa właściwa postawie nawracającego się grzesznika: pokorne określenie rozmiaru swojej winy po to, aby umieć później stawić mu czoła. Mocne postanowienie poprawy możliwe jest tylko po uprzednim uświadomieniu sobie rozmiaru grzechu. Niestety, nie zrobiliśmy tego; stara wina rozmyła się w nowej rzeczywistości. Zatarły się kontury między dobrem a złem. Sami nie wiemy, co prawe i przyzwoite. Wczorajsi animatorzy zła, dziś mienią się prekursorami demokracji. Jeden z publicystów tak pisze: 
"... Kiedy premier chwali się w Brukseli osiągnięciami "Solidarności", to tym samym przyczynia się do zablokowania wyrazistego zbioru aksjomatów postkomunistycznej kultury politycznej. Bez tego trudno rozstrzygnąć, co prawe i przyzwoite. Tworzy się niezaleczona rana, źródło gorączki. A jak wiadomo, rozgorączkowanych pacjentów raczej nie stać na umiar i rozsądek; często natomiast majaczą. I niestety to majaczenie niejednokrotnie przejmuje rolę "normalnego" dyskursu politycznego. Nie ma bowiem reguł, które pozwoliłyby jasno zdyskwalifikować brednie..."

3. Może, Maryjo, musimy przejść przez ciemność nocy, aby dopiero w tej formie, na własnej skórze, doświadczyć bólu stykania się z istniejąca nieprawością. Nie szczędzisz nam bólu. Nie ma dnia, aby nowy grzech nie ujrzał światła dziennego. Dopiero teraz przychodzi czas na czynienie rachunku sumienia. Oby czas ten nie trwał wieczność. I oby znalazło się tylu sprawiedliwych, którzy potrafiliby udźwignąć na swych barkach ciężar naprawy Rzeczpospolitej. Rzeczpospolitej, która jest Twoim, Maryjo, królestwem...

EKA