1. Kolejny parafialny festyn - czwarty z kolei - za nami. Z roku na rok te kilka godzin wieczornego, sobotniego relaksu stają się coraz bardziej urozmaicone, poszerzane pomysłami zabaw, konkursów, popisów... Można powiedzieć, że nie tylko wspólnie się bawimy, ale wielu, bardzo wielu parafian ma swój ogromny udział w tym, że formuła bezalkoholowej zabawy przyjęła się i z roku na rok dostarcza coraz to większej porcji wrażeń. Wystarczy wspomnieć, że wszystkie słodkie wypieki, to dzieło naszych parafianek (czy tylko?); w ubiegłym roku na festynie oferowano 43 blachy ciast, kołaczy i innych słodkości, a w tym roku nasze panie wypiekły aż 76 blach! Ci, którzy nie mogli być obecni w sobotę, jeszcze mieli okazję ich spróbowania w Klubie u Plebana w niedzielę wczesnym przedpołudniem, bo po Mszy św. o 9.00 ciasta już zabrakło. Podobnie ma się rzecz z fantami, których darczyńcami są również parafianie; w tym roku ich liczba była prawie o połowę większa i przekroczyła magiczną granicę 1000 fantów (bliżej, około 1100).
2. Jak corocznie, festyn rozpoczął się Mszą św. o godz. 15.00, w której oprócz sporej grupy parafian uczestniczyli zaproszeni goście w osobach przewodniczącego Rady Miasta, przedstawicielki Prezydenta naszego miasta i grupy radnych. Śpiewał parafialny chór. Warto wspomnieć, że Eucharystia sprawowana była w intencji Parafian i że - co nie jest u nas zawsze regułą - w procesji na ofiarowanie ciągnął długi korowód wiernych.
3. W tym roku po raz pierwszy na estradzie widzieliśmy parę prowadzących konferansjerów w osobach rodzeństwa Mirki i Michała Więczaszków. Sam pomysł i osoby do niego wybrane sprawdziły się znakomicie, bo oboje prowadzący, obdarzeni ponadto znakomitym wyczuciem muzyki i rytmu w sposób naturalny łączyli poszczególne elementy programu na estradzie, sami zresztą będąc współuczestnikami wielu z nich. Otwarcia festynu dokonał (uroczyście, bo jakżeby inaczej) nieśmiały z natury, zachęcany brawami ks. Michał, by już za chwilę pojawić się przy serwowaniu ubiegłorocznego szlagieru kulinarnego, mianowicie kanapki ze smalcem, czyli po "naszymu - chlyb z tustym". I znowu nasuwają się porównania z rokiem ubiegłym: w tym roku przygotowano dwa razy tyle "tustego", chleb trzeba było interwencyjnie uzupełniać, tak, że w sumie prawie wszystek smalec został zjedzony i do tego kilkanaście bochenków chleba. Można się domyślać dlaczego między innymi tak się stało, jeśli zapamiętało się co chwila rzucane przez ks. Michała hasło: "..chleb od Łukaszka, lepszy niż... flaszka!". A nieopodal konkrety do smakowania: sprawdzone corocznie gorące, pyszne krupnioki i gorąca kiełbasa z rusztu.
4. Po raz pierwszy w tym roku na estradzie pojawił się nowy punkt programu - Mini lista przebojów. A ponieważ światowe i rodzime przeboje wykonywały nasze najmłodsze pociechy, wzruszeń było co niemiara. Wiele interpretacji w ich wykonaniu nie odbiegało od oryginałów, a dzieci swoim niepowtarzalnym wdziękiem nadały przebojom nowy, świeży wyraz. Pieczę nad tym punktem programu sprawowała p. Dorota Luber i wszystko wskazuje na to, że zagości on na stałe na scenie festynu parafialnego. Zwyciężczynią tegorocznej Listy została: 6 - letnia Madzia Garus z przebojem - Rzeka marzeń.
5. Osobny rozdział festynu to tradycyjne zmagania piłkarzy gospodarzy z, co roku zmieniającym się, przeciwnikiem. Przylgnął już do naszych piłkarzy przydomek - gościnni. Odczytywać to należy jako gościnność względem przeciwnika, który wyjeżdża po meczu jako zwycięzca! Wydawało się, że karta się odwróci, kiedy nasz radny Grzegorz Łukaszek, po raz drugi zafundował okazały puchar dla zwycięzcy. I tym razem puchar powędrował do drużyny gości... Trudno się dziwić. Jak wygrać z przeciwnikiem, w szeregach którego gra... dwóch księży (nie wypada!), jak to było w roku ubiegłym, czy w tym roku, kiedy na boisku wygrali "nasi" 5:4, ale regulamin przewidywał dodatkową bramkę dla drużyny starszej wiekowo, w tym wypadku tą drużyną okazali się goście, drużyna z Brzęczkowic, a więc w sumie remis; dopiero w drugiej serii rzutów karnych goście przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść i... wyjechali z okazałym pucharem. Do trzech (pucharowych) razy sztuka! Koniec "gościnności"...
6. Sporo by należało pisać o wszystkim, co działo się na estradzie i poza nią. Nie zawiedli strażacy, niezawodni, jak co roku, była symultana szachowa, gdzie kandydaci na szachowego mistrza omal nie znaleźli pogromczymi w osobie młodziutkiej Anny Mrozik (remis!!!). Gościem programu na estradzie był zespół ICHTYS, wokalno-taneczny, dziecięco - młodzieżowy, wywodzący się z Piekar, laureat wielu nagród, śpiewający piosenki do słów ks. Twardowskiego. Pojawili się bejsboliści z Rybnika, demonstrując zasady gry, tak popularnej za Oceanem. Wielkie wrażenie na obecnych wywarły profesjonalne popisy taneczne, zwłaszcza latyno-amerykańskie. I na koniec - prawie dwugodzinna zabawa na parkiecie przed sceną, radosna, spontaniczna, żywiołowa. Widocznie spodobała się naszemu proboszczowi, bo w słowie na zakończenie, pięknie powiedział, że ta zabawa była spontaniczną modlitwą do Boga... A na koniec niebo rozświetlił pokaz sztucznych ogni...
7. Sporo się działo w trakcie festynu, o czym nie wspominam; wrażeń tyle, że łamy Dzwonka okazują się za szczupłe.. Nic straconego. Nieraz będzie okazja wracać do tych kilku niezapomnianych godzin. A póki co, dziękując wszystkim bez wyjątku, organizatorom za włożony trud przygotowania, uczestnikom za przybycie, czekamy do przyszłego września.
Do zobaczenia za rok!
EKA
|